Noc. To właśnie stało
się dziś. Dziś właśnie utraciła to, co najcenniejsze w rodzinie. Jej rodzice
mieli wrócić ponad dwie godziny temu. W salonie siedziała opiekunka z małą, na oko,
sześcioletnią dziewczynką. Starsza kobieta wstała z zajmowanego przez nią
fotela, po czym swe kroki skierowała do przedpokoju, gdzie mieścił się telefon.
Wzięła słuchawkę do ręki, po czym wykręciła numer do ojca małej. Po paru
sygnałach usłyszała głos poczty. Westchnęła, po czym odłożyła na miejsce część
urządzenia, nie zabierając dłoni. Z za węgła wyłoniło się dziecko. Opiekunka
uniosła ponownie słuchawkę i przystawiła ją do ucha. Wykręciła numer telefonu
do matki. Zmarszczyła brwi, słysząc po paru sekundach ten sam głos i to samo
zdanie. Rozłączyła się.
- Co jest… - Mruknęła cicho, przecierając
oczy. Mała podeszła cicho do kobiety.
- Kiedy będą mamusia i tatuś…? – Zapytała,
jednak nie uzyskała odpowiedzi. Po paru sekundach zabrzmiał dźwięk dzwonka
domofonu. Staruszka szybkim krokiem ruszyła w stronę, skąd wydobywał się
dźwięk. Złapała za słuchawkę.
- Słucham? – Proste pytanie. W odpowiedzi
usłyszała ‘Policja’. Natychmiast wpuściła ich do budynku. Chwilę później
otworzyła drzwi do mieszkania, do którego weszło dwóch mężczyzn w policyjnych
uniformach. Dziecko złapało się za spódnicę opiekunki, nie wiedząc, co ze sobą
zrobić.
- Pani jest z rodziny Haruno? – Zadał pytanie
jeden z funkcjonariuszy. Kobieta pokiwała przecząco głową.
- Jestem opiekunką tej małej. – Mówiąc te
słowa, odsunęła się w bok, pokazując, sześciolatkę. Ci spojrzeli na dziecko, po
czym ponownie przenieśli wzrok na kobietę. – O co chodzi? – Głos jej niemile
drżał. Widać, że powoli zaczęła się denerwować.
- Chodzi o to, że państwo Haruno, zginęli w
wypadku samochodowym. Wpadli w poślizg i wjechali centralnie pod koła jadącego
tira. – Odpowiedział ten sam człowiek, co wcześniej. Oczy szatynki powiększyły
się do granic możliwości. Różowowłosa spojrzała na obu mężczyzn.
- Czy to znaczy, że mamusia i tatuś nie
przyjadą…? – Po raz pierwszy w ich obecności odezwała się. Policjanci skinęli
głowami twierdząco. – A kiedy będą? – Zadała kolejne pytanie. Starszy z facetów
westchnął, po czym podszedł do Sakury. Uklęknął naprzeciwko niej.
- Oni już tu nie przyjadą… - Mruknął, smutno,
patrząc się w zszokowane i zbolałe zielone oczka, w których po chwili pojawiły
się łzy.
- Ale… Ale jak to? – Zapytała. – Jak to, nie
wrócą tutaj? – Kolejne pytanie. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
Czarnowłosy mężczyzna spojrzał na swojego kompana.
- Mała, oni już nie
wrócą tutaj…. Oni…, umarli. – Szepnął cicho, ponownie na nią patrząc. Oczy
dziecka zaczęły jeszcze bardziej wylewać łzy. Po krótkiej ciszy, oczka Sakury
zaczęły się zamykać, a ona sama osunęła się w ramiona policjanta, który
ostrożnie wziął ją na ręce. – Zabierzemy ją ze sobą. Niech pani spakuje jej
wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, ubrania, zabawki. Pojedzie z nami. –
Podniósł się do pionu, mówiąc te słowa. Kobieta skinęła jedynie głową, po czym
zniknęła e wnętrzu mieszkania.
- Co ty chcesz z nią
zrobić, Fugaku? – Odezwał się młodszy funkcjonariusz o ciemno zielonych oczach
i pomarańczowych włosach. Mężczyzna odwrócił się przodem do niego.
- Pojedzie ze mną. Gdyby nie to, że Ja i Rin
się znaliśmy, to nigdy bym się na takie coś nie pisał. – Odpowiedział cicho,
przyglądając się nieprzytomnej Sakurze.
Po jakiejś pół godzinie, przyszła opiekunka z
walizką na kółkach i torbą podróżną. Wszyscy się pożegnali. Zamknęli drzwi i je
zalaminowali. Kobieta oddała klucze Fugaku, po czym odeszła w swoim kierunku.
Lata mijały, a
dziewczynka rosła. Kiedy Fugaku przyniósł ją do domu, Mikoto natychmiast się
nią zajęła. Przygotowała jej ciepły posiłek, oraz tymczasowy pokój, w którym
również mieszkał starszy o parę lat, chłopczyk. Po dwóch dniach jednak, miała
już urządzony i przygotowany pokój. Początki w nowej rodzinie nie były zbyt
radosne. Ciężko jej było się przyzwyczaić do tego, że już nigdy nie spotka
swoich rodzicieli.
Kiedy miała dziesięć
lat, zaczęła razem z jej przyrodnim bratem uczęszczać na jazdę konną. To ją
przywróciło do normalnego stanu. Znów stała się wesoła i uśmiechnięta. Jednak w
momencie, gdy miała trzynaście lat, jej charakter uległ diametralnej zmianie.
Pokłóciła się z Sasuke i nie umiała mu wybaczyć.
Minęło pięć lat od
tego, kiedy się pokłócili. Co prawda oboje ledwo już pamiętali o co, ale topór
wojenny nie został zażegnany.
Do kuchni wbiegła
zdyszana. Wyglądała, jak upiór. Nie dość, że była wściekła, to jeszcze blada
jak pergamin. Spojrzała na bruneta, który właśnie kończył jeść śniadanie.
- Ty…! – Wycelowała w
niego palcem. Chłopak spojrzał się na nią z udawanym zdziwieniem. – Pożałujesz
tego, debilu! – Warknęła w jego kierunku. Westchnął, przekręcając oczami. Ile
razy już to słyszał. Połknął część posiłku, po czym teraz on wycelował w nią, ale
widelcem.
- Zawsze tak mówisz,
a czy kiedykolwiek zamieniłaś słowa w czyny? – Spytał z delikatnym uśmiechem na
twarzy. Przejechał po niej wzrokiem. – I dla twojej wiadomości, może byś się w
końcu ubrała, bo paradowanie w szlafroku, o godzinie dwunastej, jeszcze do tego
tak… Skąpym, nie działa na moje oczy za dobrze. – Dodał, uśmiechając się
złośliwie. Sakura prychnęła pogardliwie, krzyżując obie dłonie pod piersiami.
- A co? Może powiesz
mi jeszcze, braciszku, że zaczynasz mnie pożądać? – Mruknęła cicho, pochylając
się na przeciwko niego. W tym samym momencie spowodowała, że jej dość spory
biust delikatnie zaczął wypadać spod ręcznikowego odzienia, przez co, Sasuke,
kiedy spojrzał w tym kierunku, natychmiast zakrztusił się kawą, którą w tej
właśnie chwili pił. Haruno z tryumfalnym uśmiechem uniosła się do pionu, po
czym odwróciła się, po drodze jeszcze puszczając chłopakowi zalotne oczko.
Wyszła z pomieszczenia, kierując się na piętro. Weszła do swojego pokoju;
podeszła do szafy, otwierając ją i wyciągając białą bieliznę, oraz długie,
czarne rurki z wiązaniami po bokach, oraz luźną, ciemno- zieloną bluzę z
kapturem. Ubrała się, spakowała potrzebne rzeczy, po czym wyszła z sypialni,
idąc teraz z powrotem na parter.
- Sasuuuuuke… -
Wypowiedziała jego imię słodko. Już wiedział, o co chodzi. Wstał z zajmowanego
miejsca, stawiając kubek z dopitym napojem na stół. Włożył rękę do kieszeni, po
czym wyszedł z kuchni. – Pożyczysz mi swój samochód? – Uśmiechnęła się zbyt
przesłodzenie. Westchnął. Ona ma prawko zrobione, ale własnego wozu to nie
posiada.
- Nie. – Odpowiedział
krótko, stając w holu. – Dokąd się wybierasz? – Zapytał się szybko. Z ust
różowowłosej zszedł uśmieszek, a zastąpiła go irytacja.
- Na uczelnię. –
Mruknęła, spoglądając na niego spod byka. – Przecież wiesz, że mam dziś
zajęcia. – Dodała, mrużąc oczy.
- Podwiozę cię. I tak
umówiłem się z Naruto. – No to ją zaskoczył. Uśmiechnęła się, po czym ruszyła
do wyjścia. Oboje włożyli buty, po czym przeszli do garażu. Gdy weszli do
pomieszczenia, ruszyli do granatowego jeepa marki Volvo. Wsiedli do niego.
Sasuke pilotem uruchomił drzwi garażowe i bramę, odpalił silnik, po czym
wyjechał na podjazd, a potem na ulicę, włączając się tym samym w mały ruch
uliczny.
Podjechali na parking
szkoły wyższej. Uchiha zgasił silnik, a Sakura wyswobodziła się z pasów
bezpieczeństwa, otwierając przy okazji drzwi od wozu.
- Przyjadę po ciebie
po zajęciach. – Usłyszała jeszcze, kiedy wysiadła. Skinęła głową, zatrzaskując
drzwiczki, po czym ruszyła w stronę szkoły. Pewnie się dziwicie, co
osiemnastolatka robi na uczelni? Sakura przeskoczyła klasę w liceum. Teraz jest
na drugim roku weterynarii.
Po skończonych
zajęciach wyszła z uczelni. Widząc samochód swojego przyrodniego brata,
podeszła i wsiadła, zapinając od razu pasy. Nic nie mówiąc, czarnowłosy ruszył
z parkingu, wyjeżdżając na drogę. Po parunastu minutach byli pod domem.
Wszystko wydawałoby się okey, gdyby nie to, że kiedy weszli do budynku
mieszkalnego, zastali rodziców, którzy dyskutowali na jakiś ważny temat.
- Jesteśmy. –
Wymamrotała zielonooka, wchodząc do salonu, po drodze rzucając pod ścianę,
torbą. Fugaku i Mikoto, spojrzeli po sobie, a potem na dwójkę przybranego
rodzeństwa.
- Wyjeżdżamy na
delegację. – Oznajmił ojciec, trzymając rękę swojej żony.
- Na ile i kiedy
wyjeżdżacie? – Padło pytanie z ust Sasuke. Przyzwyczaili się, że rodzice ciągle
wyjeżdżają.
- Na pół roku, jutro
z samego rana. – Odpowiedziała tym razem czarnowłosa kobieta.
- Dlaczego na aż
tyle? Ja nie wytrzymam z tym kretynem tyle! – Jęknęła Sakura, palcem, wskazując
na młodszego Uchiha, który tylko spuścił głowę, kręcąc z zażenowaniem nią.
- Ponieważ wylatujemy
do Ameryki. Ja będę miał szkolenie do FBI, a Mikoto spotkanie prawnicze. –
Oboje na tą odpowiedź się skrzywili. Ani Sasuke, ani Sakurze ten wyjazd nie był
na rękę. Odwróciła się tyłem do jej opiekunów prawnych, po czym złapała za
ramię torby.
- A jedźcie. Przyda
wam się odpoczynek od nas. – Odwróciła głowę w ich kierunku, po czym
uśmiechnęła się łagodnie. Wyszła z pomieszczenia, kierując się do swojego
pokoju.
Hym… Oto i rozdział pierwszy. Proszę o szczere komentarze,
jeżeli będziecie chcieli jakiejś małej zmiany. Nota wyszła dość długa i mam
nadzieję, że choć trochę ciekawa ^^”
To na tyle.
Bye :3
O rany, po stokroć dzięki, że mi napisałaś o swoim drugim blogu! Zapewne kiedyś tam bym sama do niego dotarła, ale cieszę się, że jednak nastąpiło to wcześniej ;D Jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona, jeśli chodzi o twój pomysł, gdyż jest oryginalny. Jeszcze nie spotkałam się z takim ff Naruto, za co dzięki Bogu! Dobrze, że wymyślasz coś swojego ;)
OdpowiedzUsuńTo będzie SasuSaku, prawda? Mam nadzieję! Byłoby genialnie!
Coś czułam, że tym bratem okaże się Sasuke ;) Bardzo mnie to cieszy i coś czuję, że się nieźle porobi.
Obyś kochana nie zostawiła tego opowiadania, bo jak na chwilę obecną, zaczyna się super i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! ;D
Jutro dodam cię do linków ;) Bo na razie nie ma mnie na kompie.
Aha, i miałabym taką malutką prośbę - czy mogłabyś zmienić mój nick w linkach na twoim drugim blogu? ;) Zapisałaś mnie jako Lenka_S, jakoś nie mogę się przyzwyczaić, wolę chyba po prostu Lena_S ;D
Pozdrawiam ;* (shi-no-sakebi)