Rozdział 2: "Zejdź ze mnie"








      Od kiedy moja matka umarła  wszystko potoczyło się nie tak jakbym to planowała. Życie moje potoczyło się innym torem. Ojciec znalazł sobie inną kobietę. Kiedy pierwszy raz przyprowadził ją tutaj, jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo moje życie się zmieni. Wszystko wydawało mi się wtedy takie proste. Jednakże jego pierwszy wyjazd okazał się być największym błędem. Zaraz po zaślubinach Hrabiny Sayushi, wyjechał w delegację do Okinawy. I to właśnie wtedy poczułam, jaką moja nowa matka jest jędzą. No cóż, rodziny się nie wybiera. Nie miałam prawa być jedną z jej córek. Nie miałam prawa być jedną z sióstr...

      Promienie słoneczne wpadły do mojego pokoju. Kiedy światło trafiło na moją twarz, otworzyłam oczy. Kolejny męczący dzień. Westchnęłam, przekręcając się z lewego boku na plecy. Ach, ile ja bym dała, żeby móc się wysypiać! Ile bym dała, żeby cofnąć czas.

      Usiadłam na materacu, kładąc dłonie na pościeli i pochylając głowę delikatnie w przód. Zamknęłam je, zamyślając się na parę chwil. Jednak, nie trwało to zbyt długo, ponieważ musiałam wstać i szybko zająć się codziennością.



      Ubrana w swoje starą, podartą sukienkę, oraz chodaki, zeszłam ze strychu, na parter, kierując się do kuchni, żeby szybko przygotować śniadanie. Weszłam do pomieszczenia, kierując się od razu do spiżarni. Otworzyłam ją, wchodząc do środka. Z górnych półek ściągnęłam wczoraj upieczony chleb, masło, oraz ser. Ruszyłam z powrotem do kuchni, odkładając na blat stołu żywność. Podeszłam teraz do szafek. Otworzyłam jedną z nich i wyciągnęłam z nich zastawę śniadaniową, oraz srebrne sztućce. Trzymając wszystko to, ruszyłam do jadalni, gdzie ułożyłam wszystko na stoliku śniadaniowym. Wróciłam.









      Po zrobieniu śniadania, podaniu go, oraz zjedzeniu, zabrałam talerze i sztućce, do pozmywania. Kiedy już skończyłam ową czynność, poszłam zrobić pranie i je rozwiesić. Wzięłam wszystkie suknie, pościel, oraz bieliznę, jaką córki i macocha mi dały do wyprania. Westchnęłam, wychodząc na dwór. Przy studni stała duża, drewniana balia, do której wrzuciłam ubrania. Złapałam za kubeł, stojący na murku, po czym wrzuciłam go do wody, powodując wlanie się jej do środka. Wyciągnęłam go kornką ze sznurkiem, do którego był przyczepiony. Wlałam pierwsze wiaderko do niecki.

      Wyprane ubrania, rozwiesiłam na podwórkowym trzepaku, zrobionym z kilku drewnianych, wysokich pali i grubego sznura. Skończywszy, westchnęłam, łapiąc za uchwyt drewnianej misy i ciągnąc ją na powrót pod studnię. Postawiłam ją bokiem, tak, żeby w razie czego deszcz nie mógł spowodować basenu z niej.



      Po około trzech godzinach, skończyłam sprzątać dom. Teraz zaprzęgłam konia do wozu. Kiedy już wsiadałam, z budynku wyłoniła się macocha, a za nią dwie córki. Z anielską cierpliwością, czekałam na to do powiedzą.

      - Tutaj masz najpotrzebniejsze rzeczy. - Zaczęła starsza z kobiet, podchodząc i podając mi listę zakupów. Skinęłam jedynie głową, obierając od niej kartkę. - My wyjeżdżamy. Nie będzie nas do późna. Więc jako dodatkową robotę masz narąbać drewna i rozpalić w kominkach, żeby było ciepło. Zrozumiano? - Jej oschły głos, mówił sam za siebie, że nie warto rozpoczynać kłótni, a lepiej być uległym.

      - Tak, mamo. - Odrzekłam, łapiąc za cugle, siadając na koźle. Delikatnie machnęłam przedłużonymi wodzami. Koń ruszył stępa. Nakierowałam go na bramę, która została otworzona. Wyjechałam przez nią, kierując konia teraz w stronę miasta.




      Zostawiłam konia u kowala, na przechowanie, żeby nikt mi go nie ukradł. Ruszyłam do pierwszego sklepu. Był to sklep spożywczy, w którym zakupiłam wszystko, co było potrzebne. Wróciłam się do kowala, zostawiając rzeczy w wozie. Ruszyłam teraz do jednego ze sklepów, jaki był na kartce. Byl to sklep z sukniami. Weszłam do środka. Przeszperałam garderobę, w poszukiwaniu dwóch sukni, które sobie zażyczyły sobie 'siostry'. Znalazłam je. Podeszłam do sprzedającej, kupując je. Ponownie wróciłam się do kowala, zostawiając rzeczy. Ruszyłam teraz do sklepu z butami i biżuterią.

      W zamyśleniu, w jakie wpadłam, nie zauważyłam, że ktoś na mnie wpada. Pakunki wyleciały mi z rąk, lądując na bruku, a  oboje przewróciliśmy się. Ja wylądowałam na ziemi, a owa osoba, jaką okazał się młody chłopak, na mnie. Chwilowe otępienie, przerwał krzyk, dochodzący ze straganu owocowego.

      - Zejdź ze mnie. - Mruknęłam na tyle głośno, żeby usłyszał. Zaskoczony, zszedł, wstał i otrzepał się, po czym wyciągnął w moim kierunku rękę. Uchwyciłam ją. Brunet pociągnął mnie do góry i do siebie, stawiając na nogach.

      - Przepraszam, to moja wina. - Wymamrotał nie zbyt zadowolony z tego co się wydarzyło parę chwil wcześniej. Westchnęłam po raz kolejny. - Sasuke. - Wyciągnął przed siebie prawą dłoń, którą ja uścisnęłam.

      - Kopciuszek Sakura. - Odpowiedziałam szybko na jego nieme pytanie. W mojej głowie zapiszczał sygnał, że gdzieś już słyszałam to imię. Ach, no tak! Syn cesarza ma przecież tak na imię! Przyjrzałam mu się. Jego czarne włosy i oczy przypominały księcia, tak samo jak rysy twarzy i ubiór.. Chwila! Czy to znaczy.... Że... Nie, to niemożliwe. Szybko odgoniłam tę myśl, kręcąc na boki głową.


      Szybko zabrałam się za zbieranie pakunków, rozsypanych po prawie połowie ulicy. Sasuke zaczął mi pomagać zbierać je, co bardzo ułatwiło mi wszystko. Kiedy się podniosłam, usłyszałam jego pytanie, czy nie pomóc mi. Odparłam, że nie ma takiej potrzeby. Nie nalegał na to, ale jednocześnie poprosił mnie o to, by mógł mnie odprowadzić. Uśmiechnęłam się delikatnie, potakując i ruszając do kowala.





      Po około siedmiu minutach byliśmy na miejscu. Wóz z koniem stał i czekał na mnie. Wrzuciłam na tył paczki, po czym wskoczyłam na kozła, łapiąc za cugle.

      - Będziesz jutro w mieście? - Usłyszałam jeszcze. Skrzywiłam się delikatnie.

      - Nie mam pojęcia. To zależy od mojej macochy. - Kończąc zdanie, uśmiechnęłam się sztucznie. - Do zobaczenia, Sasuke. - Pomachałam mu, dając znać zwierzęciu, że ruszamy. 




      Podjechałam pod dom. Rozprzęgłam konia z wozu, prowadząc go do stajni. Zdjęłam ogłowie i szory z niego, dałam pić i jeść, po czym wyszłam, zamykając przy okazji drzwi. Misha, który właśnie przechodził przez ganek, pomógł mi sprowadzić wóz do garażu z powozami. Zabrałam tylko jeszcze rzeczy, po czym ruszyłam do domu. Pakunki dla siostrzyczek i macochy, zostawiłam w ich pokojach, natomiast wszystkie rzeczy spożywcze, zaniosłam do spiżarni. Zrobiłam sobie i Kuro, który z apetytem zjadał kolację.

__________________________________________________


Myślę, że na dziś to będzie tyle. Przepraszam za zwłokę, ale nie za bardzo miałam pomysł na drugą notkę, co chyba trochę widać. Bo wiele się nie wydarzyło, oprócz spotkania Sakury i Sasuke ^^"

To chyba będzie na tyle, pozdrawiam :3

See You!
Rinne Tworzy